Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piramida finansowa Moniki B.-B.

Iwona Kamieńska
fot. archiwum polskapresse
Monika z Ujanowic ma 29 lat, maturę, czteroletnie dziecko i męża z wyższym wykształceniem ekonomicznym, który był na jej utrzymaniu. Ma też 13 milionów złotych długu. Ostatnie urodziny obchodziła 13 lutego w celi aresztu. 151 osób z Limanowej i okolic bez większych nadziei na odzyskanie swoich pieniędzy czeka na sądowy finał gigantycznego oszustwa, w którym Monika odegrała prawdopodobnie główną rolę. Wśród oszukanych jest znany lokalny polityk, prawnik, ekonomista, liczna grupa biznesmenów, dziennikarz.

Wszyscy znali Monikę. Albo osobiście, albo z widzenia lub słyszenia. Przez dwa lata szeptano o niej z ust do ust z uznaniem. Wykreowała się na sympatyczną, bardzo obrotną bizneswoman. Przez jej kancelarię finansowo-ubezpieczeniową w centrum Limanowej przewijała się codziennie miejscowa elita. Wcisnąć się w grono bliskich znajomych Moniki oznaczało nobilitację.

W 2007 r. rozniosła się wieść, że to także nobilitacja finansowa, bo tylko dla specjalnych, zaufanych klientów Monika miała niezwykłą ofertę. Mówiła, że lokuje pieniądze w bardzo korzystne zagraniczne fundusze kapitałowe, że jest jedną z 27 "specjalnych" agentów towarzystwa Scandia, posiadajacych tajną wiedzę o takich lokatach. Jak się później okazało, oszukała Scandię, której znak uwiarygodniał każdą umowę wręczaną klientom limanowskiej kancelarii. Nie była wcale "tajną agentką".

Czytaj także: Sąd nad Moniką B.-B.: sprawa rusza w środę

Za gotówkę powierzoną na kilkanaście dni obiecywała nawet kilkanaście procent zysku - od ręki. Któżby nie skusił się na łatwy i szybki zarobek. Gdy skusili się pierwsi i pochwalili przed znajomymi, że w dwa tygodnie Monika pomnożyła ich oszczędności o kilka tysięcy, to o następnych nie było trudno. Lgnęli do niej jak muchy do miodu.

Tadeusz Mrowiec wpłacił 540 tysięcy, Karol Tobiasz - 300 tysięcy, Paweł Cholewiński - 700 tysięcy. Rodzice chorej Diany oszczędzali na operację dziecka. Pieniędzy wciąż było mało, więc wpadli na pomysł, że można je szybko pomnożyć u Moniki. Tato Diany był kiedyś jej nauczycielem. Gdzieżby mogła go oszukać? Powierzyli jej 278 tysięcy. Inna rodzina - znanego limanowskiego samorządowca, zainwestowała "hurtem". Syn - prawnik wpłacił 25 tysięcy, ojciec - 90 tys., szwagier - 10 tysięcy.

Wszystkiego razem uzbierało się 13 milionów 212 tysięcy złotych. Pieniądze, które miały się rozmnożyć, przepadły jak kamień w wodę. Jest małe grono inwestorów, którzy w porę wypłacili oszczędności. Oni też zeznają w sprawie Moniki, tyle, że bez poczucia krzywdy. Prokuratorzy, którzy prowadzili tę sprawę, mówią, że wygląda na klasyczną piramidę finansową.

Na początku inwestujący zarabiają, ale im dalej w czas, tym więcej klientów, tym wyższa piramida, tym trudniej zaspokoić wszystkich łakomych zysku. Aż wreszcie wali się struktura z wirtualnych pieniędzy.

Limanowska piramida zaczęła być budowana w 2007 roku, runęła w listopadzie 2009. 24 listopada na policję zgłosiła się Agata Bilińska. Wpłaciła 100 tysięcy i miała je odebrać po 15 dniach z 15-procentowym zyskiem. Nie udało się. Później dosłownie z godziny na godzinę posypała się lawina podobnych zgłoszeń.

- "Dochody oficjalne Moniki B.-B. pozostawały w istotnej rozbieżności z jej wydatkami" - czytamy w akcie oskarżenia przygotowanym w sądeckiej prokuraturze. Akta sprawy zebrano w ponad trzydziestu tomach. Niestety, nie ma w nich odpowiedzi na pytanie, co się stało z pieniędzmi ponad 150 osób.

Gdy klienci, jeden po drugim, zaczęli orientować się, że Monika podejrzanie zwleka z wypłatą gotówki, że jej telefon coraz częściej milczy, a w firmie nie bywa wcale, grupami zaczęli składać wizyty w jej domu. Jak później niektórzy zeznawali - leżała w łóżku, ledwie mówiła, tłumaczyła, że jest ciężko chora. Kilku osobom, które nie dały się spławić, udało się odzyskać po kilka tysięcy. Wysłała męża do samochodu, żeby przyniósł stos banknotów ze skrytki. Były to jednak ułamki ich wpłat.

Być może przestraszyła się, że nie dadzą jej żyć i dlatego 25 listopada 2009 roku zgłosiła się na policję. Początkowo zrzucała winę na rzekomego wspólnika z Sosnowca, Pawła K. i utrzymywała, że była uprawniona do oferowania extralokat Scandii. Zapewniała, że nikogo nie namawiała do zakładania lokat - klienci przychodzili sami. Powierzane jej pieniądze, jak twierdziła, zabierał K. Ten stanowczo jednak zaprzeczał.

- "Ta sytuacja przypomina spisek. Robi się ze mnie kozła ofiarnego" - skarżyła się Monika na przesłuchaniach. 8 lipca 2010 r. przyznała się, oczyściła K. z zarzutów, jakimi wcześniej go obciążała, ale dalszych, szczegółowych zeznań odmówiła. - To fenomen. Jak można było tak bezkrytycznie wierzyć w jej uczciwość? - zastanawia się pani Maria, siostra jednej z ofiar oszustwa.

Oszukanym nie zapaliła się lampka alarmowa nawet wówczas, gdy Monika brała od nich pieniądze w kopertach bez przeliczania. - "Musimy sobie ufać" - mówiła, gdy ktoś wyrażał zdziwienie. Poza nielicznymi wyjątkami nie stosowała obrotu bezgotówkowego - podobno tak miał jej radzić Paweł K.

Sebastian Karpiel przyszedł do jej biura po ubezpieczenie komunikacyjne. Szepnęła mu wówczas o extralokacie. Zastanawiał się kilka dni. Wpłacił najpierw 100 tysięcy, a po dwóch tygodniach trzy razy tyle. Miał zyskać 113 tysięcy. Wszystko stracił.

Ewa, pracownica sklepu, powierzyła jej pieniądze ze sprzedaży mieszkania po rodzicach. Do inwestycji namówił ją mąż, a jego z kolei koledzy. Najpierw zainwestowali 60 tys. na kilka dni. Kiedy przyszli odebrać gotówkę z odsetkami, pokazała im dwie kupki banknotów - owe 60 tysięcy i 3 tysiące zysku. Jak mówiła - pieniądz robi pieniądz. Nie wzięli żadnej kupki, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dopłacili do równej setki, aby zyskać 18 procent. Przepadło z kretesem.

- Zarzuty jakimi oskarżona obciążała Paweł K. nie potwierdziły się - mówi prok. Beata Stępień-Warzecha z Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu. K. został zwolniony. Monika B.-B. od jesieni 2009 przebywa w areszcie. Zanim tam trafiła, prowadziła wystawne, intensywne życie. Podróżowała, nocowała w ekskluzywnych hotelach. Teraz musi zadowolić się celą. Ale nie próżnuje. Czyta. Poprosiła, aby dostarczono jej do aresztu książki i czasopisma prawnicze. Uczy się.

Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Spalił ich żywcem w mieszkaniu. Odsiedzi cztery lata

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na limanowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto