Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W przychodni lekarz nie rozpoznał raka u chłopca

Joanna Barczykowska
Onkolodzy zoperowali Mariusza. Niewykluczone, że uratowali mu w ten sposób życie
Onkolodzy zoperowali Mariusza. Niewykluczone, że uratowali mu w ten sposób życie fot. Jakub Pokora
12-letni Mariusz z Łodzi praktycznie nigdy nie chorował. Do czasu. Dwa miesiące temu rodzice zauważyli u niego niepokojący guzek na szyi.

Dziecko nie czuło bólu, nie miało też gorączki. I w tym cały szkopuł. Rodzice Mariusza przez dwa miesiące kolędowali z dzieckiem od przychodni do przychodni. Wszędzie pytania lekarzy były takie same: Czy dziecko gorączkuje? Czy boli go szyja?

- Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Na początku zgrubienie na szyi nie było duże, ale po miesiącu Mariusz zaczął przekrzywiać głowę na prawą stronę. Od trzech tygodni nie był w szkole. Chodziliśmy do lekarzy pierwszego kontaktu, bo nie podejrzewaliśmy niczego strasznego - mówi Anna, jego mama.

Diagnozy były różne: świnka, powiększenie węzłów chłonnych, a nawet mononukleoza. - Zrobiliśmy badania krwi, ale nic nie wykazały. Oczywiście musiałam zapłacić za nie z własnej kieszeni, ale w tej sytuacji to nie był dla nas żaden problem. Mariusz nie przechodził świnki, przecież ta choroba objawia się zupełnie inaczej. Lekarze zalecali smarowanie szyi maścią rozgrzewającą - opowiada pani Ania.

Po dwóch miesiącach bezsilni rodzice Mariusza przyjechali z dzieckiem do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. Marii Konopnickiej. - Nie mogliśmy dłużej czekać. Mariusz zaczął narzekać, że guz mu przeszkadza. Martwiliśmy się, że ma coraz większe zaległości w szkole, a nikt nie potrafi nam pomóc. Lekarze w przychodni rozkładali ręce - mówi pani Anna.

Mariusza przyjął lekarz dyżurny. Od razu skierował dziecko na podstawowe badania. - Zrobiliśmy chłopcu USG, bo to szybkie i dużo mówiące badanie. Potem miał pobrane wymazy i zrobioną biopsję. Badanie pokazało, że zgrubienie na szyi ma cechy nowotworu. Inne badania potwierdziły tę diagnozę - opowiada lekarz dyżurny.

Guz był umiejscowiony w śliniance, stąd zgrubienie na szyi. Lekarze nie czekali ani chwili dłużej. Trzy dni później chłopiec znalazł się na stole operacyjnym. Laryngolodzy ze szpitala przy ul. Spornej wycięli śliniankę i fragment węzła chłonnego.

- Na szczęście guz nie był złośliwy. Mariusz miał mieć wyciętą jedynie śliniankę, ale podczas operacji okazało się, że trzeba wyciąć więcej tkanki. Guz rozwijał się u niego od kilku miesięcy. Gdyby syn nie trafił w ręce lekarzy z tego szpitala nasza historia mogłaby się źle skończyć - mówi pani Anna.

Lekarze przyznają nieoficjalnie, że operacja została zrobiona w ostatniej chwili. Gdyby dziecko przechodziło chorobę jeszcze dłużej, trzeba by wyciąć fragment nerwu twarzowo-szczękowego.

Chirurg onkolog ze szpitala przy ul. Spornej przyznaje, że historia Mariusza nie jest odosobniona. - Lekarze w przychodniach przywiązują zbyt małą wagę do zmian nowotworowych. Mimo, że onkolodzy ze szpitala na Spornej kilka razy w roku organizują szkolenia dla lekarzy rodzinnych, zainteresowanie zajęciami jest małe - mówi lekarz.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto