Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trener odszedł z Limanovii: Nie zgadzam się z takim traktowaniem [Rozmowa]

Remigiusz Szurek
Remigiusz Szurek
Fot. Archiwum W.Warchoła
Rozmawiamy z byłym już szkoleniowcem MKS Limanovii Waldemarem Warchołem.

Panie trenerze dość szybko pożegnał się Pan z Limanovią. Doszło do zamieszania klubu z MZPN. Ucierpiał na tym głównie Pan...
Mógłbym powiedzieć, że taki już los trenera... Mógłbym, ale nie zgadzam się z takim traktowaniem trenerów przez kluby i całe środowisko piłkarskie. Na samym końcu mamy do czynienia z człowiekiem. Decydując się na propozycję objęcia Limanovii, odrzuciłem dwie inne oferty, a ostatecznie, przy pierwszej lepszej okazji, klub zmienia zdanie. Uważam, że temat licencji był ważnym, ale nie najważniejszym powodem mojego rozstania z klubem. Od pierwszego dnia pracy w Limanovii wziąłem się ostro do pracy, bo zdawałem sobie sprawę, jak trudna jest sytuacja kadrowa, ile pracy mnie czeka i jak mało czasu mam na zbudowanie drużyny, gotowej do walki o utrzymanie się w 4 lidze. Na drugim treningu miałem zaledwie 4 zawodników grających w Limanovii w poprzednim sezonie.

To daje do myślenia…
Musiałem zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby ściągnąć do klubu wartościowych, zawodników, którzy będą pasować charakterystyką pod moją filozofię i model gry. Skończyło się na tym, że zbudowałem bardzo wyrównaną kadrę 21 zawodników, z których każdy mógł dać określoną wartość drużynie. Na samym początku pracy w klubie rozmawiałem z zarządem o tym, że będziemy potrzebowali czasu na poukładanie i zgranie drużyny, bo nie możemy oczekiwać, że wszystko będzie działało, kiedy wymieniamy niemal całą kadrę. Zaznaczałem od początku, że będziemy wyglądali dobrze od 4/5 kolejki. Temat licencji, pewnie dobrze brzmi w oficjalnych komunikatach, i gdybym ją już miał, to słabsze wyniki w pierwszych meczach byłyby dla zarządu łatwiejsze do przełknięcia. Jednak licencji nie miałem, a pod każdą informacją w mediach o tym, co dzieje się w klubie, przez kilka osób ukrytych pod „nickami" nazywany byłem „wuefistą bez licencji” czy „przebierańcem”, co pewnie wzbudzało zbyt wiele negatywnych odczuć również w Urzędzie Miasta. I choć widziałem postęp w grze zespołu, a przecież nie mogłem w pełni skorzystać ze wszystkich zawodników, których ściągnąłem do Limanovii, to bardziej prawdopodobne jest to, że na decyzję zarządu wpływ miał dorobek punktowy w 3 meczach. Finalnie okazało się, pomimo ustaleń z zarządem, że brak licencji nie będzie miał wpływu na naszą współpracę oraz że będę do końca września emancypował w opłacaniu „słupa" z licencją ze swojego wynagrodzenia, klub mi podziękował. Ciężko stwierdzić czy klub w wyniku tego zamieszania ucierpiał... teraz zespół prowadzi trener z licencją, więc pewnie zrobi to lepiej niż ktoś, kto takiej licencji nie ma. Mnie na pewno jest przykro, że nikt ze mną o tym nie porozmawiał, że wykonałem trudną i bardzo dobrą robotę budując kadrę i nagle okazało się, że po słabszym początku zarząd przestraszył się spadku. Tak przynajmniej ja to odbieram.

Ma Pan do kogoś żal?
Ciężko mi też jednoznacznie stwierdzić, kto w tym całym zamieszaniu miał największy udział. Pewnie o swoich żalach i wnioskach z tego, jak wygląda cała sytuacja z licencjami, kursami i edukacją trenerów w Polsce dużo mówić nie mogę, bo jednak zainwestowałem dużo czasu i pieniędzy w zrobienie licencji UEFA A. Po pierwsze, to w tym roku rozpocząłem kurs UEFA A w Podlaskim ZPN i na początku października czekają mnie egzaminy końcowe. Za nieco ponad miesiąc, według rozumienia twardych przepisów, będę już gotowy na prowadzenie 4 ligi. Pomimo 14 lat pracy w zawodzie trenera i doświadczenia nie tylko na poziomie piłki amatorskiej, ale również na szczeblu centralnym, usłyszałem argument, że przecież nie możemy się leczyć u lekarza, który nie ukończył studiów. Trzeba pamiętać, że po ostatnich zmianach, licencja UEFA A uprawnia do prowadzenia profesjonalnych i zawodowych klubów 2 ligi z ogromnymi budżetami (takich jak Stal Rzeszów, czy Chojniczanka Chojnice) oraz amatorskich klubów na poziomie 4 ligi, gdzie trenuje się 2 razy w tygodniu, a zawodnicy na trening jadą prosto z pracy, bo nie są w stanie utrzymać się z gry w piłkę. Po drugie, zastanawiam się, dlaczego kursy nie kończą się w czerwcu lub lipcu tak, żeby nowi trenerzy z wyższą licencją mogli wejść na rynek pracy i zacząć budować swoją markę, nazwisko i warsztat pracy? A jeśli już wszystkie kursy w ZPN-ach kończą się na jesieni to dlaczego trenerzy nie mogą otrzymać warunkowej licencji? Takiej samej warunkowej licencji jaką, otrzymują trenerzy na prowadzenie klubów na szczeblu centralnym, jeśli są na kursie UEFA PRO. W żadnym przypadku nie widać logiki i sensu, ale przepisy, są przepisami. Skoro trener swoją osobą wiedzą i doświadczeniem otrzymuje szansę pracy w dobrym klubie i jest na ukończeniu licencji, to w czym problem? Korci mnie, żeby powiedzieć w tym temacie więcej, ale czeka mnie jeszcze kilka lat starań o licencję UEFA PRO i nie chcę odebrać sobie tej szansy krytykowaniem działań związku.

Prowadził Pan MKS w raptem trzech meczach ligowych, z których jeden udało się wygrać, dwa przegraliście. Do tego należy dodać triumf w rozgrywkach Pucharu Polski nad Harnasiem Tymbark 2:0. Jak podsumuje Pan te wyniki? Mogło być lepiej? Zespół był w trakcie przebudowy.
Kiedy przebudowuje się całą kadrę, trzeba liczyć się z tym, że nie wszystko, od razu będzie funkcjonowało tak, jak chcemy. Wystarczy zobaczyć na kadrę Limanovii z ostatniego meczu w tamtym sezonie i na tą, którą zbudowałem trenerowi Zegarkowi. To zupełnie nowa grupa ludzi, która potrzebowała pracy i czasu. Przed sezonem, na organizację naszej gry mieliśmy tego czasu bardzo mało. Miałem tylko 2 gry kontrolne, w których mogłem sprawdzić testowanych zawodników, plus 2 mecze pucharowe, gdzie grałem juniorami i tym, czym dysponował klub. Tydzień przed ligą mieliśmy 95% kadry do pracy i 4 treningi, żeby przygotować się jak najlepiej do ligi. Nie wszystkich zawodników miałem do dyspozycji, bo w przypadku Arseni oraz Sofiana do tej pory nie zostały załatwione formalności z transferem zagranicznym, a Norbert dopiero wracał do pełnych obciążeń po urazie kolana. Nie lubię się tłumaczyć, ale warto realnie ocenić sytuację. Gramy 3 mecze na przestrzeni 8 dni. Okej, na rozkładzie mamy teoretycznie słabe zespoły i każdy w klubie dopisywał sobie już 9 punktów po pierwszym tygodniu ligi. Czy tak samo o Kolejarzu w ostatniej kolejce, myślała uzbrojona po zęby Watra, która przegrała z beniaminkiem 2:4? Okazuje się, że w piłce z każdym można wygrać i przegrać. Inną kwestią jest to, że gdyby ktoś przyjrzał się temu, jak straciliśmy bramki w tych meczach i kto prowadził grę, to z jednej strony można się złapać za głowę, i przecierać oczy jak można przegrać 4:2, prowadząc w 10 minucie 0:2, jak można, przeważając przez cały mecz, stracić bramkę w 90 minucie po 50-metrowym wybiciu piłki...? Nienawidzę przegrywać, ale porażka jest zawsze wpisana w sport. Oczywiście, że chciałem wygrywać, ale wiedziałem, co jeszcze musimy poprawić w naszej grze, żeby tak się stało. Pytanie, jak wyglądałby zespół, gdyby te 3 mecze rozłożone były na 3 tygodnie? Ja jestem przekonany, że wynik meczu z Kolejarzem wyglądałby zupełnie inaczej.

Na osłodę, pochwalił Pana prezes Limanovii Janusz Bugajski mówiąc, że wykazywał się Pan sumiennością i zaangażowaniem.
Marna to osłoda, bo umawialiśmy się w połowie lipca na coś innego. Kiedy pytałem na naszej pierwszej rozmowie z zarządem o wzmocnienia, usłyszałem, że mamy 13 zawodników i musimy znaleźć napastnika i 2 obrońców. Po drugim treningu w głowie miałem myśl „w co ja się wpakowałem” i gdybym nie lubił wyzwań, to już wtedy sam podziękowałbym za współpracę. Jednak moje nastawienie do pracy trenera i do życia jest proste — wszystko albo nic. Od razu wziąłem się do pracy i zacząłem szukać i obdzwaniać zawodników. Łącznie przez moją listę przewinęło się ponad 50 piłkarzy, z którymi rozmawiałem.

To był ogrom pracy.
Moje wybory były mało oczywiste, ale znałem wartość zawodników, których sprowadzałem. Wiedziałem, że Kacper Czernicki strzeli w Limanowej minimum kilkanaście bramek, że Kamil Baka będzie dawał dużo spokoju i jakość w bramce. Ściągnąłem bardzo obiecujących zawodników jak Norbert, którym interesował się Górnik Zabrze i gdyby nie kontuzja to dzisiaj grałby dla Górnika. Bartek Kościółek zrezygnował z testów w 2-ligowej Pogoni Grodzisk Mazowiecki, żeby grać pod moimi skrzydłami... Dzięki moim staraniom w Limanovii znalazł się Arseni, który każdym swoim zagraniem na treningu pokazuje, że to zawodnik minimum na 1/2 ligę. Od rana do wieczora wisiałem na telefonach i oglądałem zawodników. Do tego ciągle prosiłem zarząd, żeby porozmawiał z zawodnikami, którzy zostali, bo było niebezpieczeństwo, że tak jak Majerana i Witka skusi ktoś inny. Każdy trening wykorzystywałem na to, żeby poprawiać naszą grę. Analizy, odprawy, SFG, rekrutacja, budowanie dobrej atmosfery, zmiana mentalności i organizacji pracy drużyny były efektem mojego ogromnego poświęcenia i zaangażowania w pracę. Fajnie, że Pan prezes ostatecznie pochwalił mnie za to, co zrobiłem dla Limanovii, bo uważam, że w tym akurat powiedział prawdę. Sam osobiście jestem bardzo dumny i zadowolony z pracy, jaką przez 5 tygodni wykonałem w klubie. Jestem przekonany, że zbudowałem kadrę, która przyniesie kibicom i klubowi dużo radości w tym sezonie.

Jak zapamięta Pan swój pobyt w Limanowej? Dopiero co rozmawialiśmy o tym, że klub zatrudnił Pana w dość oryginalny sposób. Przeprowadzono konkurs.
Dobre złego początki. Dostałem wiele telefonów z gratulacjami od kolegów trenerów i każdy z nich gratulował mi dobrego miejsca do pracy. I faktycznie ten miesiąc muszę zaliczyć do plusów. Wsparcie zarządu w transferach i przychylność do moich decyzji dawało mi dużo przekonania, że możemy wspólnie zrobić dobrą robotę w Limanovii. Ale już słowa o całkowitym wsparciu moich decyzji zmieniły się bardzo szybko. Tak jak mogłem chwalić klub za sposób rekrutacji, tak niestety nie mogę tego samego zrobić za sposób, w jaki się ze mną pożegnano i mam o to duży żal. Muszę powiedzieć dobre słowo o kierowniku Mateuszu Tusiku. Choć na początku robił mi czarny PR, to szybko znaleźliśmy wspólny język i współpraca z nim, to była duża przyjemność. Rzadko spotyka się tak zaangażowanych ludzi, którzy żyją dla klubu od rana do wieczora. To bardzo dobry człowiek, którego sam musiałem wyganiać z klubu, żeby trochę odpoczął. Problem w tym, że tacy ludzie często są niedoceniani, a prawda jest taka, że bez zaangażowania Mateusza, klub miałby spore problemy. Dobrze będę wspominał też krótką współpracę i znajomość z trenerami z akademii. Ostatnią rzeczą, z której byłem bardzo zadowolony to zaangażowanie zawodników. Nie widziałem „kręcenia nosem” na zwiększenie ilości treningów do 4 razy w tygodniu, na odprawy taktyczne czy wymagania, jakie im stawiałem na treningu.

Co teraz?
Pewnie skupię się na ukończeniu kursu i zdaniu egzaminu - może dzięki temu już nie będę „wuefistą bez licencji” (uśmiech). Dalej będzie mnie ciągnęło do pracy, a z każdą taką akcją jak ta w Śledziejowicach, czy teraz w Limanovii będę miał jeszcze więcej do udowodnienia. Pewnie poczekam do października z nowymi wyzwaniami. Teraz poświęcę ten czas na kolejny staż w Ekstraklasie, zajmę się promocją książek i pisaniem kolejnej części „Gotowego do gry”, pewnie zorganizuję też jakieś szkolenia dla trenerów. No... i koniecznie spędzę więcej czasu z moją świeżoupieczoną żoną, bo nie mieliśmy nawet okazji pojechać w podróż poślubną, a przez ostatni miesiąc widziała mnie tylko z telefonem przy uchu i w dresach. Nie zwijam żagli, wręcz przeciwnie. Jeśli pojawi się oferta z ambitnego klubu, to będę zainteresowany powrotem na ławkę trenerską.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Trener odszedł z Limanovii: Nie zgadzam się z takim traktowaniem [Rozmowa] - Gazeta Krakowska

Wróć na limanowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto