Rodzina wini pogotowie za śmierć matki

- Lekarz nie widział konieczności zabrania mamy do szpitala i zaproponował podanie jej domięśniowo tramalu - opowiada mężczyzna. - Nie zgodziłem się, bo pacjentom na dializoterapii nie daje się leków domięśniowo.

Tak, według jego relacji, zakończyła sie wizyta pierwszej karetki. Następnego dnia stan kobiety się pogorszył. Skarżyła się na ból w kolejnej części kręgosłupa i silny ból w klatce piersiowej. Syn znów wezwał pogotowie. Przyjechał ten sam lekarz, co poprzednio. - Dał mamie tramal i relanium, ale tym razem zrobił to dożylnie, nie domięśniowo - zaznacza.

Nawara twierdzi, że sugerował lekarzowi przewiezienie mamy do szpitala, ale bez skutku. Po odjeździe karetki stan dalej się pogarszał. W niedzielę trzeci raz wezwał karetkę. - Lekarz z sanitariuszem próbowali podnieść mamę z łóżka, ale krzyczała z bólu - opowiada syn. - Zalecono więc smarowanie maściami przeciwbólowymi.

Karetka odjechała. W poniedziałek kobieta zaczęła tracić przytomność. Wtedy syn wezwał ambulans, aby przewieźć chorą do szpitala w Nowym Targu. - Było już za późno na pomoc. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był m.in. zawał mięśnia sercowego - mówi Michał Nawara.

Dyrekcja limanowskiego szpitala odpiera zarzuty w oświadczeniu. "Lekarze nie stwierdzili stanu zagrożenia życia, jednak z ostrożności każdorazowo zalecali przewiezienie do Szpitala Powiatowego w Limanowej, na co pacjentka i jej syn nie wyrazili zgody" - czytamy. "Z dokumentacji wynika również, że pacjentka nie wyraziła zgody na podanie leków".

Miss Polonia z dawnych lat! Zobacz archiwalne zdjęcia kandydatek

"Super pies, super kot!". Zgłoś zwierzaka w plebiscycie i wygraj nagrody!

Mieszkania Kraków. Sprawdź nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Nowego Sącza. Zapisz się do newslettera!