Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcus - wojenny tułacz

[email protected],[email protected]
Już po raz szósty na przestrzeni ostatnich 27 lat zawitał do rodzinnego miasta Nowego Sącza Marcus Lustig. Tym razem przyjechał ze żoną Ryfką. Chciał jej pokazać i oprowadzić po miejscach swojej tułaczki wojennej, ...

Już po raz szósty na przestrzeni ostatnich 27 lat zawitał do rodzinnego miasta Nowego Sącza Marcus Lustig. Tym razem przyjechał ze żoną Ryfką. Chciał jej pokazać i oprowadzić po miejscach swojej tułaczki wojennej, miejscach kaźni narodu żydowskiego. Kilka dni przebywał w Nowym Sączu i zamieszkał w hotelu Panorama, nieopodal swojego rodzinnego domu przy ulicy Pijarskiej i Żelaznej (przedłużenie w kierunku Dunajca ulicy Franciszkańskiej). Zamieszkał akurat tutaj, gdzie będąc młodym chłopakiem wiódł tragiczny i samotny los w żydowskim getcie.
Marcus Lustig. Rocznik 1925. Zamyślony, mówi, że jeśli dobry Bóg da, to jeszcze powróci nad Dunajec. W tej chwili wypoczywa, podobnie jak wiele innych rodzin żydowskich z Izraela, w Krynicy Zdroju.
Biednie, głodno i samotnie
Mimo wielu tragicznych przeżyć, Marcus Lustig jest pogodnym człowiekiem. Kiedy zaczęliśmy rozmowę przeprosił na chwilę i pilnie telefonował do Izraela, do córki Judith, by ją pozdrowić z okazji nadchodzącego szabatu. Było piątkowe popołudnie, a wtedy pobożni Żydzi zaczynają swoje święto, wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdy na niebie.
– Moja córka Judith jest pobożna i kiedy zaczyna się szabat, nawet nie prowadzi rozmów telefonicznych – wyjaśnia. – Ale udało się i mogłem jej powiedzieć „Szabat Shalom”! Ja niestety nie jestem takim pobożnym człowiekiem jak ona.
Marcus Lustig wyraźnie zadowolony z rozmowy z córką mieszkającą w Petah Tikwie zaczyna swoją opowieść. Opowiadał ją tysiące razy, a szczególnie pilnego i bystrego słuchacza znalazł w wybitnym reżyserze amerykańskim pochodzenia żydowskiego – Stevenie Spielbergu, który zatrudnił Marcusa i jego żonę Ryfkę do filmu pt. „Lista Schindlera”. Zresztą Lustig z charakterystycznym semickim wyglądem grał w dziesiątkach innych amerykańskich czy izraelskich filmów, chociaż całe dorosłe życie pracował, jako fliziarz–posadzkarz.
– W domu była bieda, aż piszczało – wspomina. – Mieszkaliśmy w jednym pokoju z całą rodziną, a na ścianach były zainstalowane półki sklepowe. Ojciec z matką prowadzili niby–sklep z przyborami krawieckimi do 1938 roku. A potem ojciec Jakov miał różne zajęcia. Był między innymi introligatorem. Byliśmy kochającą się rodziną. Tragedia nastąpiła 29 kwietnia 1942 roku. Do tego czasu, by pomóc rodzinie, a jeszcze przed wybudowaniem getta handlowałem papierosami i drożdżami na sądeckim Rynku. Jeszcze wtedy można było Żydom chodzić i handlować na Rynku i Jagiellońskiej. Potem wszystko się skończyło – zamknięto nas w getcie. Jeszcze zdążyłem posiedzieć w areszcie w magistracie za spowodowanie wypadku rowerowego. Miałem tak zwaną balonówkę i przez nieuwagę wjechałem w dziewczynkę. Granatowy policjant złapał mnie za kołnierz i wsadził do aresztu. Krótko też pracowałem w Fabryce Wody Sodowej przy ulicy Piastowskiej, zanim właścicielom żydowskim nie zabroniono handlu.
Rodzinna tragedia
29 kwietnia 1942 roku gestapowcy na rozkaz szefa sądeckiego gestapo Heinricha Hammana urządzili brutalne polowanie na działaczy partii lewicowych. Najpierw Lustig widział jak około 400 osób uwięziono, a następnie poprowadzono na cmentarz żydowski, gdzie ich rozstrzelano.
– Ze strychu u mojego dziadka w kamienicy przy ulicy Romanowskiego 4 widziałem jak ich pędzono, a następnie usłyszałem salwy na cmentarzu – wspomina.
Najgorsze miało jednak nadejść wieczorem, kiedy rodzina Marcusa szykowała się do snu. Ojciec z matką, która miała na imię Itta, leżeli już na tapczanie, kiedy pijana horda essemanów wpadła do mieszkania. Ojca zastrzelili natychmiast. Matka z siostrą Rachelą zaczęły szlochać i również je przeszyła seria z karabinu.
– Ja z moim młodszym bratem Moshe leżeliśmy cicho w kącie pokoju. Dostrzegli brata i zabili go strzałem w głowę. Ja cichutko leżałem pod kocem i mnie nie dostrzegli. Ocalałem. Cała izba była we krwi, z rozprutych poduszek i pościeli wirował w powietrzu gęsi puch. A rano, poprosiłem furmana i zawiozłem ciała owinięte w prześcieradła na cmentarz. Tam ich pochowałem. Tak skończyło się moje rodzinne szczęście i zaczęła tułaczka. Miałem liczną rodzinę wujków, dziadków rodem z Mszany Dolnej, a właściwie ze Słomki i jeden z wujów, który przeżył pacyfikację nauczył mnie ślusarstwa. Dzięki niemu przeżyłem całą wojnę.
Fachowcy wystąp!
Na chwilę Marcus Lustig przerywa swoją opowieść, by się pochwalić, że już zdążył zobaczyć rodzinne strony swoich dziadków Kanengiserów w Mszanie Dolnej.
– Pokazałem mojej Ryfce te tereny – mówi. – Ona pochodzi z Białej Podlaskiej i też szczęśliwie przeżyła holocaust. Poznaliśmy się w 1953 roku już w Izraelu. Ona mieszkała w Tel Awiwie, a ja w baraku w Ramat Ganie. Ale ślub wzięliśmy dopiero w 1956 roku. Ładna dziewczyna była, z warkoczykami. I nadal jest moją ukochaną.
– Nie byłam do Marcusa przekonana, bo taki mikry, niskiego wzrostu – wtrąca pani Ryfka. – No ale, jakoś tak wyszło. Dochowaliśmy się dwójki dzieci Judith i syna Moshe. Udały się nam. I mieszkamy z Marcusem już tyle lat, cały czas w Ramat Ganie.
Dzięki wujowi i opanowaniu ślusarstwa młody, bo liczący 17 lat Lustig uzyskał upragnioną kenkartę dającą mu jakąś tam wolność w getcie. I poprzez Arbietsamt, czyli Urząd Pracy, skierowano go do budowy zapory wodnej w Rożnowie. Potem na krótko do Czchowa. Niemcy mieli tanią siłę roboczą w żydowskich obozach pracy, ale jak wspomina – w Rożnowie płacono mu mimo wszystko trzy złote na dzień pracy.
Kiedy w sierpniu 1942 roku zaczęła się likwidacja sądeckiego getta, wszystkich jego mieszkańców zgromadzono nad Dunajcem pomiędzy mostem kolejowym, a mostem heleńskim. Rozpoczęła się wywózka do obozu śmierci w Bełżcu.
Na placu zjawił się osławiony Hamman i trzymając w ręku bykowca krzyknął: fachowcy wystąp! Lustig, jako ślusarz wystąpił i uratował się po raz kolejny. Wrócił do getta do porządkowania, wraz z innymi 130 uratowanymi, tego swoistego cmentarza.
– Po kilku dniach wyprowadzili nas do rzeźni, a następnie wywieźli do obozu pracy w Rytrze, do tamtejszego tartaku firmy Hobag – wspomina.
Tam produkowano przenośne baraki na front wschodni i Lustig był w brygadzie załadowczej. Tak doczekał do lutego 1943 roku. I znowu w drogę – do Rzeszowa, gdzie pracował w zakładach lotniczych Luftwaffe, przed wojną znanych jako Polskie Zakłady Lotnicze. Dniówka 12–godzinna na dwie zmiany przy frezarce. Dziękował Bogu i wujowi, że nauczył go fachu. Mieszkał w getcie.
Lista Oskara Schindlera
– W getcie rzeszowskim, kiedy wybuchła epidemia tyfusu, który też mnie dopadł, znowu na apelu sporządzali listę fachowców – wspomina. – Zgłosiłem się i na pół roku trafiłem do obozu pracy w Pustkowie. W marcu 1944 roku wywieziono mnie do getta w Płaszowie. Trafiłem w łapy w bezwzględnego i zdemoralizowanego komendanta Amona Goetha. Zwykle po śniadaniu lubił sobie postrzelać do ludzi dla rozrywki. I wtedy pojawił się Oskar Schindler, który nas wykupił jako tanią siłę roboczą do swojej fabryczki naczyń emaliowanych w Krakowie przy ulicy Lipowej. Tak trafiłem z piekła do raju, podobnie jak ponad tysiąc moich ziomków. U Schindlera był chleb, a nawet zupa z kiełbasą. Byłem tam pół roku.
Kiedy Spielberg kręcił film spotkał się z tymi Żydami, którzy przeżyli wojnę i pracowali u Schindlera. Spotkanie odbyło się w wytwornym hotelu King Dawid w Jerozolimie.
– Było nas kilkadziesiąt osób – wspomina sądecki Żyd. – Wypytywał o najdrobniejsze szczegóły. A ja, o ironio losu, po wojnie, kiedy jeszcze byłem w Europie spotkałem się z Schindlerem w Monachium w 1947 roku. Wtedy temu Niemcowi podziękowałem za ocalenie. Ja, Żyd, który dziękuje Niemcowi. Trudno to sobie dzisiaj wyobrazić, ale tak było.
To nie koniec wędrówki
Z Krakowa pognano Marcusa Lustiga do obozu koncentracyjnego w Mauthausem. Następnie był obóz przejściowy w Ebensee, gdzie Lustig spotkał się ludożerstwem, ludzi oszalałych z głodu. W lipcu 1945 roku z obozu koło Linzu wyzwoliły go wojska amerykańskie. Przystał do nich na rok i zastanawiał się co ze sobą począć. Chodził mu po głowie pomysł, by wyjechać do rodziny do Brazylii. Ale powstało w 1947 roku państwo Izrael i wtedy zdecydował – tam jego miejsce. W Palestynie znalazł się już w listopadzie tego samego roku. Wcześniej ukończył kursy wojskowe w obozach szkoleniowych we Francji i Niemczech.
– Wstąpiłem na ochotnika do wojska izraelskiego w maju 1948 roku – wspomina. – Byłem w brygadzie Icchaka Rabina, późniejszego premiera. Z armii wyszedłem w 1949 roku i zacząłem nową kartę życiową, jako budowlaniec. Teraz jeżdżę po tych moich tragicznych miejscach z przeszłości i cieszę się z życia z moją Ryfką. Całe życie wędrowałem i tak mi już pozostanie…
jerzy wideł

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na limanowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto