Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koronawirus. W poniedziałek pójdziemy do galerii? Rząd obiecał branży odzieżowej, obuwniczej i meblarskiej „odmrożenie” wielkich sklepów

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Galerie handlowe są w Polsce zamknięte i opustoszałe od miesiąca.
Galerie handlowe są w Polsce zamknięte i opustoszałe od miesiąca. Lucyna Nenow / Polska Press
W czwartek 16 kwietnia w ramach walki z koronawirusem wszyscy zakładamy maseczki ochronne, w niedzielę dla ocalenia zdrowia psychicznego idziemy w nich do parków i lasów, a w poniedziałek – w celu ratowania gospodarki – udajemy się do odblokowanych galerii handlowych kupować ciuchy i buty – czy tak wygląda rządowy plan znoszenia niektórych zakazów i ograniczeń w czasie epidemii? Dowiemy się w ciągu najbliższych dni, może nawet godzin. Właściciele zamkniętych od miesiąca sklepów z odzieżą i obuwiem twierdzą, że rząd kazał im się – na razie nieoficjalnie – szykować do wielkiej reaktywacji 20 kwietnia. Na szybko próbują się więc zaopatrzyć w obowiązkowe maseczki, rękawiczki i płyny dezynfekcyjne. Podobne przygotowania trwają w branży meblarskiej.

FLESZ - Koronawirus w Polsce. Zachowajmy czujność i zdrowy rozsądek

Odkąd we wtorek politycy PiS, w tym minister zdrowia, Łukasz Szumowski, ujawnili, że rząd zamierza od 19 kwietnia luzować ograniczenia związane z koronawirusem, by „odmrozić gospodarkę”, trwają spekulacje, jak miałoby to w praktyce wyglądać. Dopiero co przeżyliśmy najdziwniejsze święta wielkanocne od dekad – z zakazem przemieszczenia się po kraju, spacerowania w grupie, udziału więcej niż 5 osób w nabożeństwach, wchodzenia do parków, lasów i na plażę, w czwartek wszyscy obowiązkowo założymy maski ochronne w miejscach publicznych, a już w niedzielę niektóre zakazy i nakazy miałoby być zniesione lub złagodzone?

Szumowski: Musimy poluzować, by przeżyć. Ale poluzować z zachowaniem rygorów

Politycy tłumaczą, że „trzeba trochę poluzować zakazy”, by polska gospodarka nie pogrążyła się w największej zapaści od bankructwa PRL-u. Jak wyjaśnił minister Szumowski, nasi przedsiębiorcy tracą nawet 10 mld zł dziennie. Ekswicepremier Jarosław Gowin sprecyzował, że chodzi o 8 mld zł dziennie, czyli – jak łatwo wyliczyć – prawie ćwierć BILIONA złotych miesięcznie! To ponad połowa zaplanowanych na ten rok wydatków budżetu państwa. Dla porównania – tego samego dnia ZUS pochwalił się, że nazajutrz przeleje na konto ponad 86 tys. firm pieniądze na postojowe – w sumie 173 mln zł. Na MIESIĄC…

- Potrzebujemy bardzo dużych środków na medycynę, na leczenie ludzi. Jeżeli będziemy mieli zapaść gospodarczą, to tych środków po prostu nie będzie. Jeżeli gospodarka nie ruszy, jeżeli będziemy mieli tragedię i zapaść gospodarczą, będą umierali ludzie na inne choroby - mówił minister Szumowski w Radiu Zet. Zastrzegł, że „luzowanie” musi się odbywać przy zachowaniu innych rygorów – zwłaszcza liczby osób, jakie mogą jednocześnie przebywać w jednym sklepie czy punkcie usługowym oraz stosowanych przez nie zabezpieczeń (maseczki, rękawiczki).

Do wtorku 650 tys. firm w Polsce złożyło wnioski o pomoc państwa w ramach tzw. tarczy antykryzysowej. Większość z nich przetrwało ostatni miesiąc bez żadnych przychodów lub z ułamkiem dotychczasowych obrotów – a przy niezmienionych kosztach (wynagrodzenia, składki, podatki, opłaty czynszowe, rachunki za media…) Kontrolowany przez rząd bank PKO BP porównał wartość i liczbę transakcji dokonywanych elektronicznie (głównie kartami płatniczymi) w pierwszym tygodniu marca, kiedy gospodarka działała w miarę normalnie, i w tygodniu ostatnim, gdy obowiązywała już „narodowa kwarantanna” i związane z nią ograniczenia dotknęły m.in. centra handlowe i punkty usługowe. Okazało się, ze wartość transakcji zmalała średnio o 23 proc., przy czym w sklepach odzieżowych i obuwniczych było to ok. 90 proc., podobnie w hotelach, zaś w gastronomii – o 75 proc.

Nic dziwnego, że giełdowe notowania spółek z branż najsilniej dotkniętych koronakryzysem szorowały po dnie, a w kolejnych dniach zaczęły nawet pukać od dołu. Zjazd w kompletną otchłań przerwała dopiero wspomniana zapowiedź stopniowego odmrażania gospodarki, z sugestią, że może to dotyczyć m.in. centrów handlowych, w tym przede wszystkim sklepów odzieżowych czy obuwniczych. Nałożyły się na to wieści o otrzymaniu przez niektóre spółki (np. CCC) pierwszej transzy pomocy finansowej od państwa – w ramach rządowej tarczy antykryzysowej.

Co zostanie odmrożone, kiedy i jak

Po wtorkowych zapowiedziach „odmrożenia gospodarki” oprócz obuwniczego CCC rosnąć zaczęły notowania producentów odzieży, m.in. grupy VRG, znanej z takich marek, jak VISTULA, BYTOM, WÓLCZANKA, W.KRUK oraz DENI CLER. Rosnąć zaczął także kurs gastronomicznego Amrestu, którego sztandarowe restauracje i kawiarnie (KFC, Burger King, Pizza Hut, Starbucks…) działają przede wszystkim w centrach handlowych.

Jak likwidacja obostrzeń miałaby wyglądać w praktyce? Działające w galeriach, a unieruchomione od ponad miesiąca sieci odzieżowe i obuwnicze dostały od rządu jasny sygnał, że mają się szykować do ewentualnego powtórnego otwarcia w poniedziałek 20 kwietnia. Podobnie – salony meblarskie, których unieruchomienie doprowadziło na skraj wyczerpania jedną ze sztandarowych polskich branż. Muszą jednak wcześniej przygotować m.in. odpowiedni zapas maseczek ochronnych (choć klienci będą mieli od czwartku obowiązek posiadać i nosić własne), jednorazowych rękawic oraz płynów do dezynfekcji.

Rząd najpewniej zmodyfikuje limit liczby klientów mogących równocześnie przebywać w sklepie – nie będzie on zależeć od liczby kas, tylko wielkości (powierzchni) sklepu; hipermarkety żaliły się, że w np. w olbrzymim Auchanie może przebywać niewiele więcej ludzi niż w sto razy mniejszym sklepie osiedlowym. W sklepach odzieżowych czy obuwniczych wymogi będą zapewne identyczne jak w pozostałych, czyli – najpewniej – jeden klient będzie mógł przypadać na 20 metrów kw. powierzchni handlowej. Podobne rozwiązanie obowiązuje w Austrii, która jeszcze przed Wielkanocą, jako pierwsza w Unii Europejskiej, zapowiedziała złagodzenie niektórych przepisów wprowadzonych w marcu w związku z koronawirusem.

Zmianie w Polsce ulec mają także tzw. godziny dla seniorów (w których zakupy mogą robić tylko ludzie po 60-tce): nie będzie to już czas między 10.00 a 12.00, lecz między 7.00 a 9.00.

A co z punktami usługowymi? Wedle przecieków z rządu, decydenci skłaniają się ku dopuszczeniu do pracy tych, które nie wymagają bezpośredniego kontaktu z klientem. Największe kontrowersje dotyczą salonów fryzjerskich i kosmetycznych (wedle ustaleń radia RMF i Wiadomości Handlowych, rząd chce je także odmrozić, nie jest jednak pewne, czy już od 20 kwietnia).

Nie czekając na odmrożenie część fryzjerów i kosmetyczek, na wyraźne żądanie klientów (klientek!), a zarazem chcąc odzyskać przynajmniej część przychodów, stworzyło coś na kształt podziemia usługowego – i pielgrzymuje po domach osób zainteresowanych strzyżeniem, bądź manicurem.

Normalność szybko nie wróci

Przedstawiciele sklepów i salonów usługowych, które – wedle zapowiedzi i sugestii polityków oraz przecieków z rządu - mają być wkrótce jako pierwsze „odmrożone”, przyznają, że z jednej strony się cieszą, a z drugiej – są przerażeni. Cieszą, bo to jest jakaś szansa na stopniowe odbudowanie przychodów. Są przerażeni – bo ta szansa wydaje się dziś mocno złudna.

- Liczba zachorowań i zgonów nadal w Polsce rośnie. W dużych miastach, jak Kraków, gdzie jest najwięcej galerii handlowych, wykryto jednocześnie najwięcej zakażeń. Mieszkańcy nie wychodzą tam z domów nie dlatego, że słuchają się rządu, któremu ufają, lecz dlatego, że się boją. To kto mi przyjdzie pracować w sklepie? I kto przyjdzie kupować ciuchy? Albo buty? – pyta pan Władysław z Krakowa, właściciel pięciu sklepów ulokowanych w centrach handlowych w trzech miastach Małopolski.

Jego koleżanka, franszyzobiorczyni znanej sieci (prowadzi osiem sklepów), przypuszcza, że w dobie, w której można bez problemu załatwić sobie zwolnienie lekarskie przez telefon, większość jej pracowniczek będzie wolało wziąć chorobowe w wysokości 80 proc. pensji niż narazić się na chorobę. – To, z całym szacunkiem, nie jest piekarnia, w której sprzedawca podaje chleb. Tu się przymierza, tu się doradza klientowi. Ja sobie tego nie wyobrażam – przyznaje przedsiębiorczyni.

A klienci? Władysław wyliczył wstępnie, że w obecnej sytuacji każdy z jego salonów odwiedzi najwyżej kilkanaście osób dziennie, a utarg nie przekroczy 500, góra 800 zł na 100 metrów powierzchni. A trzeba z tego opłacić towar, wynagrodzenia, czynsz, media – w sumie grubo ponad 2 tys. zł dziennie. Te koszty są w takim czasie nie do udźwignięcia – podkreśla. Chyba że: państwo weźmie na siebie cały ZUS, na początek przez trzy miesiące, i pokryje lwią część wynagrodzeń, a przede wszystkim skutecznie obniży opłaty czynszowe w galeriach „do kryzysowych rozmiarów”.

Podobnego zdania jest ponad 200 firm zrzeszonych w Związku Polskich Pracodawców Handlu i Usług, zatrudniających w sumie ponad 200 tys. osób. Ich zdaniem, rządowe tarcze powinny być pilnie uzupełnione o rozwiązanie regulujące obowiązki najemców wobec wynajmujących. Związek chce, by najemcy byli zobowiązani płacić wynajmującym (czyli centrom handlowym) „całkowitą opłatę” w wysokości 8 proc. swoich przychodów – aż do momentu, gdy osiągną 90 proc. swych przychodów z 2019 r.

ZPPHiU postuluje także zapewnienie wynajmującym prolongaty terminu opłat odsetek i rat kapitałowych oraz przedłużenie umów najmu o okres zwolnienia z czynszu, zapewnienia finansowania koniecznego do utrzymania płynności najemców i wynajmujących oraz przedłużenie co najmniej do końca roku obecnie obowiązujących regulacji dotyczących wsparcia wynagrodzeń w wypadku przestojów lub obniżenia czasu pracy.

Powagę sytuacji pokazuje fakt, że koszty tną nawet międzynarodowe korporacje, o kapitale zdecydowanie większym niż ten, jakim dysponuje przytłaczająca większość polskich firm. Wspomniana wyżej Grupa AmRest ogłosiła we wtorek wieczorem, że tymczasowo redukuje zatrudnienie i godziny pracy w Hiszpanii, Francji, Portugalii i Polsce.

W Polsce wprowadziła redukcję godzin pracy i wynagrodzeń dla łącznie 4.050 pracowników, stanowiących 44 proc. całkowitej liczby zatrudnionych przez grupę w naszym kraju. Trzeba wiedzieć, że w koronakryzysie otwartych jest 295 restauracji AmRestu, czyli 53 proc. wszystkich w naszym kraju, spółka ta – w przeciwieństwie do wielu innych – nie została więc zupełnie bez przychodów. Mimo to uznała za konieczne cięcie kosztów…

Lewiatan: Czego naprawdę potrzeba do odmrożenia gospodarki?

Grzegorz Baczewski, dyrektor generalny Konfederacji Lewiatan, podkreśla, że każdy dzień utrzymywania gospodarki w zamrożeniu oznacza rosnącą groźbę zwolnień pracowników. I choć priorytetem musi być bezpieczeństwo pracowników i klientów, to szereg firm mogłoby wznowić lub rozszerzyć działalność już dziś.

- Byśmy mogli to zrobić, niezbędny jest m.in. powszechny dostęp do środków ochrony osobistej, określenie nowych standardów: BHP, higieny i dezynfekcji w miejscu pracy, obsługi klienta, a także zdefiniowanie zasad telepracy, możliwość weryfikowania zdrowia pracowników itd. – mówi Baczewski.

Jak zauważa, przedsiębiorcy, chcąc wznowić lub poszerzyć swoje funkcjonowanie i nie zwiększać ryzyka zagrożenia epidemiologicznego, natrafiają na szereg ograniczeń. Są one zarówno po stronie przepisów, ich interpretacji i egzekwowania, jak i w sferze realnej (np. w zakresie dostępu do środków ochrony osobistej).

Jak wyjaśnia, pracodawcy winni mieć możliwość weryfikowania stanu zdrowia pracowników, przede wszystkim kontrolowania temperatury ciała oraz przeprowadzania wśród pracowników profilaktycznie testów na obecność koronawirusa. Z w przypadku uzasadnionego podejrzenia zagrożenia wirusem pracodawca musi dysponować prawem niedopuszczenia pracownika do pracy.

Niezbędne są także dodatkowe przerwy w pracy na dezynfekcję i wietrzenie pomieszczeń. Każda firma winna także wypracować plan higieny i dezynfekcji miejsc pracy oraz nowe standardy obsługi klientów w barach, restauracjach, sklepach i punktach usługowych (np. normy liczby osób na powierzchnię, odległości między stolikami, odległości w kolejkach do kas itp.). Można tu skorzystać z doświadczeń i rozwiązań, które sprawdziły się w innych krajach.

- Takie regulacje i zalecenia powinny być przygotowane we współpracy z przedstawicielami biznesu. Na pierwszym miejscu należy postawić bezpieczeństwo i zdrowie pracowników i klientów. Nie ma jednak sensu tworzyć wymagań i obciążeń nadmiernych, które nie znajdują uzasadnienia w potwierdzonej wiedzy o sposobach rozprzestrzeniania się wirusa. Firmom musi się opłacać otwierać działalność i finansować wszelkie dodatkowe działania ochronne. Inaczej będziemy musieli dalej ponosić koszty strat, na które nas nie stać – dodaje Baczewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto