Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Darnina z Męciny w świecie kolorów. Ze szmacianych nieużytków i roślin uczyniła sposób na życie

Krystyna Trzupek
Krystyna Trzupek
ASIA NORKA NIEDŹWIECKA
- Ręce mam niespokojne. Zbieram zielska i gotuję stare szmaty. Skrycie chwalę chwasty i wielkie drzewa – tak o sobie mówi Weronika Sędzimir z Męciny. Szyje z lnianych staroci, które barwi roślinami z beskidzkich wertepów i otula herbacianą ceramikę. Z pasją łączy krawiectwo, barwiarstwo, plecionkarstwo, a czasem koronkarstwo i dziewiarstwo.

Na stole leżą kawałki lnu. Różnych wielkości i kolorów. Barwione naturalnie.

- Są szlachetne w każdym calu, ręcznie tkane, nieregularne, o wyraźnej fakturze. Tkane na domowych krosnach. Stare poszewki na kołdry i poduszki, prześcieradła, obrusy, lniane ścierki. Często mają ślady po swoich właścicielkach - drobne cerowanie, hafty i łaty. Takie cenię najbardziej. Materiały lniane stanowią podstawę mojej pracy – tłumaczy Weronika, znana jako Darnina, dla której barwiarstwo jest zarówno pasją i sposobem na życie.

W dzieciństwie od babci Halinki nauczyła się szydełkowania, a od sąsiadki pani Zofii robienia na drutach. W jej rodzinie nie było żadnych tradycji rękodzielniczych, ale nie zabrakło inspirującej literatury. Prawdziwym przeżyciem była dla małej Weroniki książka babci Jasi ,,Wielka Księga Ziół”, która w dzieciństwie wpadła w jej ręce i kolorowe ilustracje, dotyczące barwienia tkanin roślinami. Obrazki głęboko zapadły w jej dziecięcą pamięć, by odezwać się w stosownym czasie.

Studia na kierunku Ochrona Dóbr Kultury, a później Historia Sztuki nie wyparły folklorystycznego zamiłowania dziewczyny, wręcz przeciwnie, pracę dyplomową Weronika napisała o koronkarstwie zakopiańskim. Ale na drugi stopień już nie poszła. Zapisała się na kurs krawiecki. W głowie miała już konkretny plan: powrót do korzeni - ludowości i folkloru. Rozpoczęła współpracę z Żywą Pracownią, która m. in. poprzez artystyczne warsztaty aktywizuje osoby z doświadczeniem bezdomności, stwarzając im szansę na lepsze jutro. Już wtedy zaczęła eksperymentować z barwieniem tkanin. Wiedzę poszerzała m.in. na kursie barwienia ,,Dzikie Barwy” z Olą Bystry. Trzy lata temu wróciła z Krakowa do rodzinnej Męciny, wynajęła część starego domu, gdzie urządziła pracownię. Kupiła maszyny do szycia. Tak powstała Darnina biorąca swoją genezę od darni – ziemi splecionej z korzeniami oraz tarniny – ciernistego krzewu.

– To taki splot ziemi z roślinami, czerpiący korzeniami z natury to, co najlepsze – tłumaczy Weronika.

Roślinny malarz

Do farbowania tkanin wykorzystuje barwniki, które naturalnie znajdują się w roślinach – ich liściach, kwiatach, korzeniach czy w korze drewna. To niedoścignione bogactwo kolorów i zapachów. Otrzymuje się je gotując świeże lub suche rośliny. Do barwienia używa naturalnych włókien przede wszystkim roślinnych, takich jak len i bawełna oraz pochodzenia zwierzęcego – wełna i jedwab. Każdy z tych materiałów w inny sposób przyjmuje barwniki. Końcowy efekt zależy także od przygotowania tkaniny. Len można uprzednio bejcować, czyli na przykład moczyć w mleku - wtedy kolor jest bardziej intensywny.

- Materiał poszukuję w lumpeksach, na aukcjach w Internecie lub pytam wśród znajomych, czy nie leżą im gdzieś na dnie szafy jakieś starocie. Znajduję lny z historią. Wyszukuję te ręcznie tkane, wąskie, grube i surowe. Niezmiennie zachwyca mnie sposób w jakim przyjmują barwy. Ciemne odcienie z pełnych garbników roślin podkreślają fakturę splotu i nieregularność nici – podkreśla męcinianka.

Natomiast farby do barwienia rosną na łąkach, w lesie: liście leszczyny, olszy lub brzozy, powszechne „chwasty” - szczaw kędzierzawy, dziurawiec, pokrzywa, jaskółcze ziele. Można by długo wymieniać. Niektóre zioła, jak np. marzannę barwierską dającą intensywne czerwienie, trzeba sprowadzać. Każda roślina ma swoją porę zbierania, fazę wzrostu, w której jest ją najlepiej zebrać. Tak przygotowane schną na strychu. Nawet zimą można znaleźć barwiące rośliny, np. żeńskie owocostany olszy czarnej czy szyszki świerku. By uzyskać konkretne kolory, do wyciągu z roślin często dodaje się np. siarczan żelaza lub ałun.
Do barwienia można też wykorzystać domowe resztki - łupiny cebuli.

- Zbieram je w „biedrze”. Potrzebuję większe ilości, a mój domowy przerób cebuli nie jest aż tak duży. Dlatego poza codziennym zużyciem kupuję łupiny na wagę, razem z cebulami. Zawsze mam w głowie, co oni tam sobie o mnie pomyślą, że ładuję te śmieci zamiast cebuli? Głęboko zakorzeniony wstyd lubi wypływać w takich sytuacjach. Dobry moment żeby, się pomierzyć z tymi wszystkimi obserwatorami w głowie. A zbierać łupiny warto - niewiele roślin barwierskich może poszczycić się tak intensywnymi ochrami w swojej palecie – opowiada z uśmiechem Darnina.

Podobnie jest z orzechem czarnym, idealnym do barwienia.
- Zielone, pachnące otuliny nasycają włókna ziemistą gamą. Z siarczanem żelaza dają brązowo fioletowe szarości. Ma super moce nawet bez zaprawiania i bejcowania tkanin. Rośnie u nas tylko gościnnie, w starych parkach. Zapasy można zalać wodą i zawekować, albo zamrozić zielone łupki – tłumaczy dalej.
Proporcje w barwieniu również są określone. Barwienie roślinne różni się od przemysłowego. Tutaj nawet jakość wody ma znaczenie dla efektu końcowego. Ale Weronika lubi alchemiczne eksperymenty z roślinami.

Otulić ciepłem

- Początkowym zamysłem mojej działalności miała być moda inspirowana folklorem ludowym, umiejętnie zmodyfikowana, by można ją było nosić na co dzień. Wszystko na bazie naturalnych tkanin. Ten pomysł cały czas jeszcze we mnie dojrzewa, konstytuuje się i myślę, że za jakiś czas dojrzeje do realizacji – podkreśla Weronika. Póki co, spod rąk Darniny wychodzą lniane fartuchy, maskotki, zabawki, sakiewki i inne akcesoria. Wszystko z naturalnych tkanin, barwionych roślinami. Strzałem w dziesiątkę okazały się lniane ,,otulacze” na ceramikę, które Weronika zaprezentowała na Festiwalach Herbacianych. Potem pojawiły się propozycje warsztatów i spotkań od różnych instytucji kultury.

- Na warsztaty barwienia przynosimy białe ubrania i nadajemy im nowe barwy. Najczęściej zapisują się panie, ale mężczyzn też nie brakuje. Raz przyszedł do mnie pan, który jest z zawodu chemikiem, ponieważ nie dowierzał, że rośliny mają w sobie tak silne koloryzujące właściwości - opowiada męcinianka. W ofercie Weroniki są także warsztaty haftu, koronkarstwa, plecionkarstwa, wszystko wokół ludowości i folkloru.

- W tej pracy tak naprawdę piękne jest to, że nie da się przewidzieć, co będę robiła za rok. Obecnie szyję wczesnośredniowieczne stroje dla grupy rekonstruktorów i pokrowce na bębny – opowiada Weronika. Bardzo ciekawym przeżyciem było uszycie stylizowanej sukni ślubnej. Od przyszłej panny młodej Darnina otrzymała lnianą sukienkę, którą miała przerobić. Ślub był reinterpretacją tradycyjnych wiejskich zaślubin z ich tradycjami i obrzędowością. Takie sięgnięcie do ducha tradycji, ożywienie tego, co dawne i przeżywane przez dziesiątki pokoleń naszych przodków, przez zachowanie esencji weselnych zwyczajów i ich symboliki.
- Praca nad suknią panny młodej i strojem dla pana młodego, haftowanej koszuli było nie lada wyzwaniem i przeżyciem – uśmiecha się Weronika.

W pracowni

Klimatyczny dom Izabeli Jarnickiej w Męcinie, teraz należący do jej wnuczki Urszuli, idealnie pasuje do rustykalnych zamiłowań Weroniki. Do domu prowadzi biała weranda, tonąca w roślinach i jesiennych skarbach. W środku zachowało się wiele elementów ich poprzednich właścicieli, jak chociaż drewniane szafy. – To łóżko należało do mojej prababci i wędrowało ze mną poprzez wszystkie przeprowadzki – uśmiecha się Weronika. Tu nie ma rzeczy przypadkowych. Każdy przedmiot, bibelot, regał, krzesło, obraz ma swoją historię. Na środku duży drewniany stół, z widocznymi śladami poprzednich właścicieli. Wytarte deski to jak świadectwo przeszłości. Pod oknem stoi XIX-wieczna drewniana skrzynia od wujka, dobrze odrestaurowana dzięki wiedzy wyniesionej ze studiów. W pracowni ułożone lniane szpargały czekają na swoją kolej. Tutaj każdy, nawet najmniejszy wycinek znajduje swoje zastosowanie i zyskuje nowe życie. W pokoju czuć aromat gotujących się wielkim aluminiowym garnku szyszek i świeżej kawy w kawiarce. Szary kot wygląda przez duże, białe, podwójne okna, bacznie obserwując wirujące płatki śniegu. Wiszące koszyki, makatki, bukiety ziół. Nad łóżkiem krystaliczny pająk ze słomek i bibuły. Opowieść płynie przy tradycyjnie parzonej herbacie podawanej w maleńkich czarkach.

- Jestem prawdziwym zbieraczem, lubię otaczać się przedmiotami, które mają duszę – uśmiecha się Weronika.

- Nie żałuję, że nie pracuję jako historyk sztuki. Poszłam za głosem serca. Czuję, że jestem na właściwym miejscu. Uwielbiam dotykać efektów swojej pracy. Gdyby ktoś 10 lat temu powiedział mi, że będę zajmować się barwieniem roślinami, szyciem i założę własną firmę, nie uwierzyłabym. No jasne, takie rzeczy to raczej tylko dla siebie. Cieszę się, że jestem w tym punkcie, robię to, co lubię, mam swoją wolną i bezpieczną przestrzeń – podsumowuje. Praca, pasja, spojrzenie na życie, wrażliwość artystyczna Weroniki - to idealnie połączony ze sobą splot, oparty na powrocie do tradycji i natury. I taka właśnie jest Darnina.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Darnina z Męciny w świecie kolorów. Ze szmacianych nieużytków i roślin uczyniła sposób na życie - Gazeta Krakowska

Wróć na limanowa.naszemiasto.pl Nasze Miasto