Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W czasie wojny ocalili życie żydowskiego chłopca. Teraz zostali docenieni

Agnieszka Nigbor-Chmura
Agnieszka Nigbor-Chmura
Na zdjęciu od lewej Zofia Pyrek, śp. Stanisław Pyrek podczas pobytu u Samuela - Józefa Olinera (po prawej) w Stanach Zjednoczonych
Na zdjęciu od lewej Zofia Pyrek, śp. Stanisław Pyrek podczas pobytu u Samuela - Józefa Olinera (po prawej) w Stanach Zjednoczonych archiwum rodzinne
Zofia Pyrek ze Stróżówki z rozrzewnieniem patrzy na Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski nadany przez za uratowanie żydowskiego chłopca podczas drugiej wojny światowej: - Staszek by się cieszył, jakby żył – wspomina zmarłego siedem lat temu męża. To właśnie Stanisław Pyrek, mąż Zofii jako nastolatek razem ze swoją mamą Balwiną Piecuch-Pyrek przez trzy lata wojny pomagali 12-letniemu wówczas Samuelowi Olinerowi ocalić życie. Najpierw dali mu dach nad głową, potem nauczyli modlitwy i nadali polskie imię.

Teraz pośmiertnie Balwina i Stanisław zostali odznaczeni nie tylko za za bohaterską postawę, ale też niezwykłą odwagę którą się wykazali. Odznaczenia z rąk dr. Dariusza Iwaneczki, dyrektora rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej odebrały – Zofia - wdowa po Stanisławie Pyrku oraz jego córka Krystyna Grzybek. Wnioski o nadanie orderów opracował i przygotował Michał Kalisz z rzeszowskiego IPN, który również spotkał się z rodziną odznaczonych.

Przyjaźń zaczęła się od koni

- Moja teściowa mieszkała w Bystrej. Jak przy każdym domu w tym czasie było gospodarstwo. Rodzinę Samuela poznała przy okazji kupna konia – mówi Zofia Pyrek.

Kobieta nabyła zwierzę od dziadka chłopca, który mieszkał w Mszance. Samuel, który często przebywał w gospodarstwie dziadków, bardzo lubił zwierzęta, więc gdy doszło do sprzedaży konia, chłopiec odwiedzał zwierzę u Pyrków. Zawsze był to też powód do dobrej zabawy ze Staszkiem.

Samuel Oliner, dzisiaj sędziwy profesor socjologii, mieszkający w Stanach Zjednoczonych, urodził się w Zyndranowej koło Dukli. Do Bielanki przeprowadził się razem z ojcem, gdy zmarła jego matka, a ten ponownie się ożenił. Z czasem zamieszkał jednak w Mszance i był pod opieką dziadków, którym miał pomagać w gospodarstwie.

Jak wynika z lektury „Dziejów społeczności żydowskiej powiatu gorlickiego podczas okupacji niemieckiej 1939-1945” autorstwa Michała Kalisza i Elżbiety Rączy w lipcu 1942 roku 11-letni wówczas Oliner musiał przeprowadzić się wraz z całą rodziną do getta w Bobowej.

Jak Samuel został Józefem

- Miesiąc później, czyli 14 sierpnia, nastąpiła likwidacja getta. W momencie, gdy Żydzi byli pakowani na samochody ciężarowe z przeznaczeniem wywozu na miejsce egzekucji na wzgórzu Garbacz, macocha Samuela kazała mu uciekać – podają autorzy wydawnictwa.

Młodemu chłopakowi udało się uciec. Wrócił do domu w Mszance, ale wiedział, że nie jest to bezpieczne miejsce. Głodny, zmęczony i zrozpaczony błąkał się po wsi. Wiedział, że ratunku szukać może tylko u przyjaciół. Wtedy zapukał do drzwi Balwiny Piecuch-Pyrek i tam uzyskał schronienie.

- Teściowa wpuściła go do domu, przez miesiąc ukrywała, karmiła i uczyła modlitwy. Potem wiedząc, że bezdzietne małżeństwo Podworskich szuka kogoś do pomocy, wysłała go do Bieśnika – opowiada pani Zofia.

Na miejsce zaprowadził go syn Baliwiny – Stanisław. Wysyłając chłopców w drogę, kobieta nakazała Samuelowi, by na pytanie o nazwisko i pochodzenie zawsze odpowiadał, że nazywa się Józef Polewski i jest sierotą.

Balwina nie zapomniała o chłopcu. W każdą sobotę i niedzielę chłopiec przebywał u niej, był jak członek rodziny, a Stanisław opiekował się nim i chronił, traktując jak brata.

Przyjaźń przetrwała wojnę i śmierć Stanisława

Ocalały chłopiec po latach wspominał: - Ona [Balwina Piecuch] od razu zrozumiała co się stało, dała mi nadzieję, że przeżyję. Zmieniła moje nazwisko, zostałem nazwany Józefem Polewskim. Uczyła mnie katechizmu i modlitwy chrześcijańskiej. Pomogła mi znaleźć pracę we wsi zwanej Bieśnik. Chodziłem do kościoła i udawałem chłopca katolickiego. Dzięki współczuciu i dobroci Balwiny Piecuch i jej rodziny, ona opiekowała się mną przez trzy lata od 42 do 45 roku i dzięki temu przeżyłem wojnę. Jej syn, Staszek Pyrek, który pomagał w tym [...]. On często odgrywał rolę mego brata, w ten sposób uwiarygodniał moją historię.

Gdy po wojnie u Balwiny zjawił się krewny Olinera i gdy dowiedział się, że chłopiec przeżył, zabrał go od Podworskich. Chłopak zamieszkał z nim w Gorlicach, a potem został wysłany do Niemiec, a stamtąd wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie zamieszkał na stałe.

Samuel – Józef walczył w wojnie koreańskiej, potem skończył studia, ożenił się z Żydówką, ale przez wszystkie te lata, nawet teraz już siedem lat po śmierci swojego polskiego „brata” Staszka, nie zapomina o jego bliskich.

- Józek dzwoni do nas regularnie – mówi pani Zofia. Teraz coraz trudniej się z nim rozmawia, z racji wieku, ale cały czas jesteśmy w kontakcie – dodaje.

Jeszcze kilkanaście lat temu Samuel – Józef odwiedzał swoich przyjaciół w Stróżówce, zaprosił ich i ugościł u siebie w Stanach Zjednoczonych.

- Bardzo chcielibyśmy jeszcze kiedyś móc się zobaczyć – kończy Zofia Pyrek.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto