Teraz pośmiertnie Balwina i Stanisław zostali odznaczeni nie tylko za za bohaterską postawę, ale też niezwykłą odwagę którą się wykazali. Odznaczenia z rąk dr. Dariusza Iwaneczki, dyrektora rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej odebrały – Zofia - wdowa po Stanisławie Pyrku oraz jego córka Krystyna Grzybek. Wnioski o nadanie orderów opracował i przygotował Michał Kalisz z rzeszowskiego IPN, który również spotkał się z rodziną odznaczonych.
Przyjaźń zaczęła się od koni
- Moja teściowa mieszkała w Bystrej. Jak przy każdym domu w tym czasie było gospodarstwo. Rodzinę Samuela poznała przy okazji kupna konia – mówi Zofia Pyrek.
Kobieta nabyła zwierzę od dziadka chłopca, który mieszkał w Mszance. Samuel, który często przebywał w gospodarstwie dziadków, bardzo lubił zwierzęta, więc gdy doszło do sprzedaży konia, chłopiec odwiedzał zwierzę u Pyrków. Zawsze był to też powód do dobrej zabawy ze Staszkiem.
Samuel Oliner, dzisiaj sędziwy profesor socjologii, mieszkający w Stanach Zjednoczonych, urodził się w Zyndranowej koło Dukli. Do Bielanki przeprowadził się razem z ojcem, gdy zmarła jego matka, a ten ponownie się ożenił. Z czasem zamieszkał jednak w Mszance i był pod opieką dziadków, którym miał pomagać w gospodarstwie.
Jak wynika z lektury „Dziejów społeczności żydowskiej powiatu gorlickiego podczas okupacji niemieckiej 1939-1945” autorstwa Michała Kalisza i Elżbiety Rączy w lipcu 1942 roku 11-letni wówczas Oliner musiał przeprowadzić się wraz z całą rodziną do getta w Bobowej.
Jak Samuel został Józefem
- Miesiąc później, czyli 14 sierpnia, nastąpiła likwidacja getta. W momencie, gdy Żydzi byli pakowani na samochody ciężarowe z przeznaczeniem wywozu na miejsce egzekucji na wzgórzu Garbacz, macocha Samuela kazała mu uciekać – podają autorzy wydawnictwa.
Młodemu chłopakowi udało się uciec. Wrócił do domu w Mszance, ale wiedział, że nie jest to bezpieczne miejsce. Głodny, zmęczony i zrozpaczony błąkał się po wsi. Wiedział, że ratunku szukać może tylko u przyjaciół. Wtedy zapukał do drzwi Balwiny Piecuch-Pyrek i tam uzyskał schronienie.
- Teściowa wpuściła go do domu, przez miesiąc ukrywała, karmiła i uczyła modlitwy. Potem wiedząc, że bezdzietne małżeństwo Podworskich szuka kogoś do pomocy, wysłała go do Bieśnika – opowiada pani Zofia.
Na miejsce zaprowadził go syn Baliwiny – Stanisław. Wysyłając chłopców w drogę, kobieta nakazała Samuelowi, by na pytanie o nazwisko i pochodzenie zawsze odpowiadał, że nazywa się Józef Polewski i jest sierotą.
Balwina nie zapomniała o chłopcu. W każdą sobotę i niedzielę chłopiec przebywał u niej, był jak członek rodziny, a Stanisław opiekował się nim i chronił, traktując jak brata.
Przyjaźń przetrwała wojnę i śmierć Stanisława
Ocalały chłopiec po latach wspominał: - Ona [Balwina Piecuch] od razu zrozumiała co się stało, dała mi nadzieję, że przeżyję. Zmieniła moje nazwisko, zostałem nazwany Józefem Polewskim. Uczyła mnie katechizmu i modlitwy chrześcijańskiej. Pomogła mi znaleźć pracę we wsi zwanej Bieśnik. Chodziłem do kościoła i udawałem chłopca katolickiego. Dzięki współczuciu i dobroci Balwiny Piecuch i jej rodziny, ona opiekowała się mną przez trzy lata od 42 do 45 roku i dzięki temu przeżyłem wojnę. Jej syn, Staszek Pyrek, który pomagał w tym [...]. On często odgrywał rolę mego brata, w ten sposób uwiarygodniał moją historię.
Gdy po wojnie u Balwiny zjawił się krewny Olinera i gdy dowiedział się, że chłopiec przeżył, zabrał go od Podworskich. Chłopak zamieszkał z nim w Gorlicach, a potem został wysłany do Niemiec, a stamtąd wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie zamieszkał na stałe.
Samuel – Józef walczył w wojnie koreańskiej, potem skończył studia, ożenił się z Żydówką, ale przez wszystkie te lata, nawet teraz już siedem lat po śmierci swojego polskiego „brata” Staszka, nie zapomina o jego bliskich.
- Józek dzwoni do nas regularnie – mówi pani Zofia. Teraz coraz trudniej się z nim rozmawia, z racji wieku, ale cały czas jesteśmy w kontakcie – dodaje.
Jeszcze kilkanaście lat temu Samuel – Józef odwiedzał swoich przyjaciół w Stróżówce, zaprosił ich i ugościł u siebie w Stanach Zjednoczonych.
- Bardzo chcielibyśmy jeszcze kiedyś móc się zobaczyć – kończy Zofia Pyrek.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?